ojcem_byc

Ostatnio natrafiłem na wpis trenera motywacji na temat tego, co to znaczy być ojcem. W opisanych refleksjach, ojcem dla córki. Ja jestem ojcem dla córki i dla chłopca. Oczywiście wszystko, co przeczytałem jest ważne i jakże istotne, chociaż z pewnymi wyjątkami – dla mnie.

Być ojcem dla mnie to poza byciem silnym, odpowiedzialnym i świadomym w różnych obszarach, co zostało poruszone, to również: 

– Umieć czasem zrezygnować z siebie, bo jest ktoś inny kto potrzebuje ciebie bez reszty.
– Doświadczyć bezsilność w obliczu sytuacji, na które nie masz wpływu…po co? Po to, żeby nabrać pokory i nauczyć się mobilizować, kiedy wszystko dokoła zdaje się być beznadziejnie trudne.
– Nauczyć się ważyć słowa i emocje. Nigdy nie pozostają bez echa.
– Uznać siłę, determinację i niebywałą wszechstronność matki. Pokłonić się jej intuicji.
– Nauczyć się nawigować w nowym, zupełnie odmiennym od dotychczasowego świecie.
– Nauczyć się opisywać skomplikowane sprawy w prosty, zrozumiały sposób.
– Nauczyć się wybierać.
– Nauczyć się przegrywać na gruncie braku wyrozumiałości innych, którzy mają ciebie mniej.
– Nauczyć się zatrzymać, co często bywa takie trudne. Zwłaszcza kiedy przyjdzie wysiąść z pędzącego pociągu.
– Nauczyć się cieszyć z prostych rzeczy.
– Nauczyć się planować. Nie w biurze, ale w życiu.
– Nabrać dystansu do spraw, które nie tak jak kiedyś, przestały być oczywiste. Czarno-białe.
– Obserwować i słuchać tego co podpowiada natura. W przeciwieństwie do rynku, nie zawsze chodzi o szybko, skutecznie i bogato.
– Potrafić powiedzieć NIE, często na przekór sercu, które chce inaczej.
– Uświadomić sobie, że zaniedbałeś swoje ciało, które krzyczy – często z poziomu pleców – tato bądź twardy, idź na siłkę!

Do tego wszystkiego wrócić do spraw dawno zapomnianych. Powtórzyć zadania tekstowe z matematyki, proste równania i przypomnieć sobie, co to znaczy pisać ręcznie z troską o zachowanie jakości każdej literki.

O tym, że być ojcem to również poznać smak kompletnego wycieńczenia,

akceptacji siebie w zaplamionej koszuli z podkrążonymi oczami, czuwania całą noc rodem
z zielonych beretów, albo wdychania oparów z potencjałem jądrowym, nie będę już pisał…

Zdobyć umiejętność spakowania się na tydzień do kosmetyczki (przecież nie będzie miejsca w bagażniku dla nas wszystkich).
Pożegnać ukochane coupe, po to aby zakochać się w kombi.
Posiąść umiejętności kondensowania czasu na spotkanie z kumplem (zwłaszcza jeśli sam jest ojcem), z którym teraz potrafisz w godzinę opowiedzieć ostatnie trzy miesiące życia (w obie strony), wchłonąć piwo (żeby nikt nie zabrał) i jeszcze umieć trzymać się poruszanych wątków (pomimo nerwowego zerkania na telefon, czy aby czasem nie przyszedł sms, który żartobliwe potrafisz nazwać najwyższą izbą kontroli).

Jak za dawnych czasów odkryjesz na nowo przyjemność z picia piwa w formie turystycznej – z puszki kupionej na stacji benzynowej, konsumowanej w drodze do domu (w sensie w podskokach, ponieważ jak zwykle

wracasz na styk – wyciskasz do ostatniej sekundy czas poza stadem).

O! Może zdarzyć się i tak, że nie zauważysz że regularnie nosisz i pierzesz skarpetki,
w których twoje pięty cieszą się niczym nie poskromioną wolnością i kontaktem bezpośrednim z otoczeniem. Może się zdarzyć (a prawie na pewno tak będzie – wirusy są częścią naszego życia), że to co kiedyś nazywałeś w toalecie ciężkim rozstrojem żołądka wykluczającym cię z życia na min 2 dni, teraz stanie się bułką z masełkiem – krótkim przerywnikiem z wartością dodaną w postaci oczyszczenia jelit. Hop, siup poleciało górą
i dołem – nie ma czasu na użalanie. Nauczysz się być prawdziwym mężczyzną, który przetrwa w dziczy i może pić wodę z liści.

Mimo wszystko – bycie ojcem to najlepsze co może Ci się przytrafić w życiu.

Be a good father LUC!