Swego czasu amerykanie zwykli mawiać: “Sprzedaj, albo zgiń”. Coś w tym jest, zwłaszcza jeśli perspektywę wyznacza nam obowiązek życia, konsumowania, a może bardziej “spłacania” tego, co dał nam bank w ramach “finansowego wsparcia godnego życia”. Raty nie lubią czekać, a nasze coraz bardziej konsumpcyjne społeczeństwo nie znosi próżni i braku posiadania. Jak ktoś jest praktykującym sprzedawcą uzależnionym od prowizji z całą pewnością również dostrzeże w tym kawał życiowej prawdy. Ja również się z tym zgadzam jednak wyłącznie w części opisanej słowem: “sprzedaj”. Tutaj nic się nie zmieniło. Aby sprzedać, trzeba sprzedawać. Jednak z całą pewnością należy żyć i z tego życia zacząć się uczyć.
Każdemu sprzedawcy, z którym spotykam się na szkoleniowej sali powtarzam: “Wyróżniaj się i doradzaj z elegancją.” O ile kompetencje doradcze wymagają zarówno doświadczenia, wiedzy o tym co sprzedaję, jak i sporej dawki kompetencji z zakresu wrażliwości społecznej, tak pomysły na wyróżnianie się mogą być i proste i naprawdę niedrogie.
W miniony czwartek gościłem z prelekcją w Poznaniu. Na noc przed zabookowałem się w jednym z poznańskich hoteli. Spodziewałem się standardu mocnych 3* (jak się finalnie okazało już 4*) i pewnych akcentów wynikających z samej nazwy. Natomiast z całą pewnością nie spodziewałem się tego, co przywitało mnie w pokoju. A co się uśmiałem, to w całości moje 😉 Najciekawsze jest to, że całość przygotowana i dozowana idealnie tak, jak to bywa podczas pierwszych chwil w nowym pokoju hotelowym. Kto podróżuje to wie, jak ważne jest dobre samopoczucie po kilkugodzinnej trasie i w pierwszych momentach samotności, które nawiedzają świadomość tym bardziej, im częściej wracamy do tego co zostało w domu (tym bardziej, im mniej jesteśmy singlami 😉).
Wjechałem na swoje piętro. Otworzyłem drzwi z numerem zapisanym na karcie. Razem z torbą wturlałem się na “salony”. Pierwsze wrażenie oczywiście takie, do jakiego obligują 4 gwiazdki. Podchodzę do biurka, żeby rzucić klucze, telefon i inne gadżety. I tutaj pierwsze zaskoczenie. Zamiast dwóch butelek z wodą (jedna gazowa, druga niegazowana) mym oczom objawiła się 0,5 ltr butelka…Coca-Coli 😀 I tutaj nie chodzi o to czy ktoś pija, albo nie pija. Wybór jest, a obecność Coli to pierwsze zaskoczenie. Każdy hotel o takim standardzie daje wodę, ale żaden dotychczas nie zaoferował mi Coli. Chyba, że w mini barku i cenie całej zgrzewki. Wszak jeśli zechcesz zamówić coś do jedzenia, albo zwyczajnie lubisz Colę i odrobiną cukru planujesz poprawić sobie samopoczucie – proszę bardzo. Są i tacy, którzy lubią wrzucić coś, co wcześniej leżakowało w drewnianych beczkach, ma kolor soku jabłkowego i całkiem nieźle komponuje się właśnie z tym napojem.
Ponieważ jestem wyczulony na wszelkie smaczki uwodzące klienta, zaczynam się rozglądać. Dość typowe jest obranie kursu na łóżko. Raz żeby sprawdzić czy jest znośne, dwa żeby zwyczajnie odsapnąć i zatrzymać migające obrazy, kolekcjonowane podczas drogi samochodem. I tutaj kolejna niespodzianka. Na poduszce leży mały, sympatyczny misio. Kto jest tatą, który często podróżuje, a w domu są dzieciaki od razu wie o co chodzi. Nie ma nic lepszego niż przywieźć jakąś niespodziankę dla malucha z wyjazdu służbowego. Bardzo proszę – tym razem zatroszczył się o to sam hotel. Genialnie – pomyślałem.
Wybrałem łóżko i rozpocząłem proces podchodzenia do lądowania. A tutaj nagle bach – mini Bounty na stoliku obok. Na wypadek, gdyby Cola nie poprawiła nastroju jest mleczno-kokosowa niespodzianka w ilości mini, ale wystarczającej aby rozbudzić zmysły. Zabrałem się za konsumpcję i rozmyślanie nad tym jak pięknie ktoś się zatroszczył o to, abym ja czuł się dobrze, a inny “Ktosiek” zbudował ze mną relację z solidnym, perswazyjnym fundamentem.
Kiedy wydawało mi się, że to już wszystko co czekało tutaj na mój uśmiech i zaskoczenie, przyszedł czas na wizytę w miejscu, które ma swoje drzwi i oddzielne pomieszczenie. Po sporej trasie, konsumpcji i emocjach przyszedł czas na higienę. Otwieram drzwi – zawsze z lekkim niepokojem, czy aby na pewno łazienka będzie akceptowalna, i dostaję kolejną dawkę dobrego samopoczucia. Otóż na zlewie, obok eleganckiej baterii zerka na mnie mała, żółta, gumowa kaczka! Tak jest, ta sama która niezmiennie kojarzy nam się z dzieciństwem i beztroską zabawą w wannie. Szczerze – myślałem, że posikam się ze śmiechu. A co ważne, o to żebym widział siebie śmiejącego się zadbało wielkie lustro tuż przed nosem i ponad kaczuchą. Natychmiast pomyślałem: “uff, to będzie świetny wieczór i genialny pobyt.” Załatwiłem co trzeba, umyłem ręce w towarzystwie kaczki i zabrałem się za szukanie ręczników. I jak się okazuje nawet o to ktoś zadbał. Ręczniki były pięknie pozwijane i każdy owiązany elegancką, kolorową kokardą, która z tego banalnego momentu uczyniła arcy wyjątkową chwilę, rodem z tych kiedy rozpakowujemy pełni entuzjazmu niezapowiedziany prezent.
Tylko tyle i aż tyle. To był wyjątkowy wieczór, którego jakość zbudowały drobne, przemyślane akcenty. Wcale nie drogie, wcale nieskomplikowane, a jednak w pewnym sensie i w takim kontekście dość wyjątkowe. Wszystko przygotowane tak, aby każdy znalazł coś dla siebie. Ułożone w kolejności, której zadaniem było rozbicie nawet najbardziej zatwardziałego podróżnika biznesowego, na którym nie robią już wrażenia platynowe karty i wykwintne czekoladki podane do zestawu kawowego w pokoju hotelowym.
Dla mnie bomba i lekcja dla wszystkich sprzedawców. Pamiętaj to pomysłowość i innowacyjność czyni różnicę, a nie wysokość budżetu który zawsze może być jeszcze większy. Czasem wystarczy oprócz tego do czego zobowiązuje standard, dorzucić odrobinę dobrego humoru, nieco wyręczyć gościa i zaskoczyć odejściem od utartych rozwiązań.
W każdym razie ja dziękuję za świetny pobyt. Na pewno tam wrócę i szczerze polecam – HOTEL WŁOSKI w Poznaniu. Wszak zrobię wszystko, aby inny sprzedawcy docenili jak ważne są dzisiaj: jakość, zaskakiwanie oraz indywidualne podejście, których owocem zawsze będzie szczera i spontaniczna rekomendacja klienta.
Najnowsze komentarze